piątek, 2 stycznia 2015

Prolog

Tak, wiem, prolog jest fe i be, ponieważ nie miałam pomysłu na lepszy, ale nikt tu tró bólu egzystencjalnego nie przeżywa. FF jest raczej lekkie...
 Prolog
Dźwięki roznosiły się po pomieszczeniu nierównomiernie. Szczerze? Nic nie było tam równomierne, proporcjonalne, odpowiednie. Banda młodych – starych, ludzie którzy na papierku są dorośli, ale prawdę mówiąc po prostu zostali zmuszeni do prędszego „dojrzenia”. Przynajmniej tak uważa jedna część społeczeństwa, druga natomiast sądzi ich jako wieczne bachory. Trzecia grupka nie ma zdania – są to ludzie którzy nie mają zdania na żaden temat, sytuacja z życia wzięta, stoisz w maku z kumplami i zastanawiasz się co wybrać. Rzucasz nazwę wyczekiwanego posiłku, przeważnie wszystko kręci się o frytki smażone na starej oliwie, no ale… twoja koleżanka powie, że chce to samo, wow, oryginalność. Ankiety? Ba, że zaznaczy identycznie. Wyjdzie to, że wasze dzieci będą nosić takie same imiona, do cholery! Nie, w żadnym wypadku nie zależy mi na byciu hipsterem, pomijając fakt, że prawdziwy hipster hipsterem się nie nazwie choćby go nago na linie zawiesili i rozkazali łaskotać. Koniec końców nie lubię niedopowiedzeń. Wybierz czarne, albo białe, w prawdziwym życiu nie ma szarego! Coś jest, albo nie. Tak, nie, nie istnieje nie wiem! Jednak wtedy… W tamtym momencie czułam się jak jedna, wielka niewiadoma. Fakt, że człowieka na pół rozdzierają dwie ukochane osoby potrafi dobić. Ale czy to moja wina, że kochałam ich obu? Wiem jedno, moją winą jest to, że ich obu straciłam... Straciłam wszystkich, żałuję, jednak czasu nie cofnę. Jestem skończoną kretynką, zawiodłam samą siebie i chyba… Chyba przegrałam.

            Podniósłszy się z ziemi spojrzałam na stertę kartek, przykrytą rozerwaną okładką notesu, spojrzałam  na plastikowe kubeczki łaknące dolewki najróżniejszych alkoholi. Spojrzałam na rozsypaną paczkę paluszków, spojrzałam na półpełną butelkę whisky. Mówiła do mnie. Tsa, ludzie po pijaku słyszą różne rzeczy, więc wtedy byłam święcie przekonana, że złotawy trunek wypowiada najbardziej sprośne słówka, jakie przyszły mi na myśl. Zachichotałam i chwyciłam za szkło. Wstając ruszyłam do okna, zaciągnęłam łyk. Jeden, drugi, trzeci… piąty… szesnasty… Znów zaniosłam się śmiechem. Widziałam troje ludzi, dwóch chłopaków, mężczyzn, nie byli młodzi, nie byli starzy, byli piekielnie przystojni, i jedną kobietę, dziewczynę. Ładna, niska, ale ponad wszelką wątpliwość seksowna. Płakała, płakała przeze mnie. Jak na zawołanie podbiegła do nich trzecia postać, kolejna laska, tym razem wyższa, pełna uroku… I więcej… Parsknęłam, poczułam jakbym wyszła z własnego ciała stanąwszy obok. Łyk, chichot, łyk, chichot, blondynka, brunetka, szatyn, blondasek, brunet, jeszcze jeden, chwila, ale gdzie loczek? Łyk, chichot, chichot… Dobranoc Crystal…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz